sobota, 18 maja 2013

Saga "Zmierzch"



Ratujcie się, jeśli wam życie miłe! Uciekajcie w najdalsze kąty, najlepiej się zabunkrujcie, byle by tylko nie dobrał się do was żaden, żądny pożywienia krwiopijca! To nie żarty... Ostrzegam Was przed nimi! Jeżeli na waszej drodze, stanie wysoki, blady mężczyzna z idealnym fryzem, w który została włożona odrobina żelu - o ile litr można nazwać odrobiną - to uciekajcie! Jeżeli przed sobą ujrzycie źle ogoloną alpakę, to nie traćcie czasu tylko wiejcie! Bo oto nadchodzi horror w czystej postaci - jeśli patrzeć na styl pisania oraz fabułę - dramat w każdym tego słowa znaczeniu - płakać mi się chciało jak to czytałam. Podczas płaczu wrzeszczałam: "Jak można było stworzyć taki shit, ja się pytam?! - i literatura tak zła, że żuchwa wam wypadnie! Szykujcie się, bo oto nadchodzi...


 Saga "Zmierzch"

 

Podejrzewam, że jeżeli wpisy na tym blogu czytają fanki "Zmierzchu", to zapewne otrzymam niemiłe komenty, ale szczerze, mam to gdzieś, dlaczego? Bo to najgorsza książka, jaką w życiu czytałam! Pod względem stylistycznym i gramatycznym - da się przeżyć. Ale fabuła, akcja, postacie... To wszystko to jeden... wielki... SYF! A już najgorsze jest to, - tak, to jeszcze nie koniec ostrej krytyki - że z części na część, wszystko jest coraz głupsze! Głupota do potęgi! Tak mogę tą książkę nazwać, albo...!
Ok, trochę mnie poniosło... Pierwsze akapity, to były moje zwykłe, dość mocne przemyślenia względem... "Zmierzchu"... Teraz postaram się trochę naświetlić sytuację, a potem krytykować. Więc co, zacznijmy od początku!  

oda dziewczyna, Bella Swan, przeprowadza się ze słonecznego miasta Phoenix, w którym uwiła sobie gniazdko razem ze swą mamusią, do zatęchłej dziury, czyli Forks. Dobra, już pierwsze napisane przeze mnie słowa, zupełnie nie pasują do jej ogólnego wyglądu!
Bella jest niską szatynką, o brązowych oczach i nieskazitelnie bladej skórze - można by rzec ''porcelanowej''(nawiasem mówiąc wiele autoreczek beznadziejnych opowiadań, piszę o skórze głównej bohaterki, jako o porcelanowej. Dziękujemy pani Myer! Pani to zapoczątkowała!). 
Dobra, skoro mieszkała w słonecznym Phoenix przez praktycznie... całe swoje dotychczasowe życie (!), to NIE MOŻLIWYM JEST, by nie opaliła się ani odrobinkę! Geny genami, ale to jest kompletna abstrakcja, wstawiona po to, by okazać ''odmienność'' bohaterki. I może się czepiam, ale teksty w  książce w stylu: "...to totalna łamaga... Piłki nie umie ani odpić, ani złapać... Na wychowaniu fizycznym tylko z nią problemy...", wydają mi się już przesadzone, nie wiem jak wam. 
Dobra, wróćmy do sedna. Więc - nie wiedzieć czemu i to nie jest żart - Bella przeprowdza się do swojego ojca i Forks, którego szczerze nie nawidzi... (?) W szkole każdy chłopak na nią leci i choć jest totalnie aspołeczna każdy chce się z nią zakolegować i tak dalej, i tak dalej, bla, bla,blaaaaa! Serio, podchodzi mi do gardła śniadanie... 

 

I wtedy... Pojawia się On! Jest idealny! Ten żel, ten wzrok osoby na prochach! Ta dzikość bijąca od jego żółtych niczym Hiszpańskie słońce oczu! Taa... Ideał mężczyzny normalnie... Ale on jest inny! Nie zwraca na nikogo uwagi, czyta jej w myślach i reaguje tylko na nią...
Wiecie co? Przez pierwsze rozdziały książki, było całkiem spoko (nawet). Przekomarzali się, byli uszczypliwi i tak dalej. Ale w momencie, kiedy pani Myer starała się zrobić coś... poważnego, wyszła porażka!
To coś, co miało zachwycić miliony nastolatek ostało się przez krótką chwilę - choć w niektórych częściach świata nadal mieszkają zagorzałe fanki Edwarda-Wiecznie-Dziewiczego-Kulkena i reszty tej jego nierozgarniętej zgrai. Może od razu streszczę inne książki? Tak żeby sie dobić... -.- 
Jak możecie się domyślić do innych części książki dochodzą ogolone alpaki wilkołaki, z czego jeden z nich także - uwaga, uwaga... - zakochuje się w Belli. Bosz... Jak taka łamaga może mieć tylu facetów? Może im się jej szkoda robi, możliwe.
Ale pech chciał, że wilkołaki i wampiry nie przepadają za sobą nawzajem. Kłócą się o trupio-bladą, potem Swan ma same kłopoty, chcą ją zabić inne wampiry, polują na nią różne wilkołaki, musi sobie poradzić z problemami dorastania, ojciec coś podejrzewa... ZA DUŻO! Tak, te książki są jak dla mnie zdecydowanie przeładowane zbędnymi mózgotrzepami, które mogą wpędzić potencjalnego ''mola'' w głęboką depresję, mnie wpędziły...

           
Ale jak każdy wie, wszystko kończy się szczęśliwie, Bella ma dziecko i jest wampirem, Jacob staje się pedobearem i możemy się cieszyć ze szczęścia młodej pary. Ach... Wyobrażam sobie te nastolatki, zakochane w naszym Kulkienie, obżerające się czekoladą i wycinające sobie na ręce napisy: "Kocham Edwarda, a Bella na niego nie zasługuje!". Wolę nawet nie pisać, jak mogły przezywa biedną Isabellę...
A teraz czas, na moją ulubioną cześć, hehe... Czyli bardzo wyraźne wypisanie zalet i wad... Nie, krytykując to... coś, wcale tego nie zrobiłam.

WADY:
- Fabuła jest do bani.
- Postacie są do bani.
- Akcja jest nudna.
- Książkę można streścić w pięćdziesięcio stronicowym opowiadaniu.
- Edwart co chwila musi ratować naszą ''gwiazdę'' z opresji.
- Połączenie współczesności i starożytnych wampirów jest totalnym dnem.
- W książce nie zostaje utrzymana zwięzłość gramatyczna.
- Są tego cholerna 4 części!!!
- Przy czytaniu chce się albo spać, albo wyskoczyć przez okno (ja juz wybierałam to drugie).
- Główna bohaterka została totalnie przerobiona na Marysię Zuzię.
- Cała książka bardziej niż fantastyczna, wydaje się być zlepką przypadku.
- Nie polecam, a polecam prawie wszystkie książki (to znak...)


Zalety:
- ...
- A czego wy się spodziewaliście?! 


Nie polecam w żadnym nawet najmniejszym stopniu, no chyba, że chcecie się dowiedzieć, jak NIE PISAĆ książek. Moja ocena tej książki? 2.3/10. No trochę naciągnęłam...
Na koniec także chciałabym dodać, że jest to moja subiektywna ocena i każdy ma inne zdanie, więc proszę bez chamskich komentarzy. Od razu przepraszam, za tak krótkie skomentowanie tego... dzieła (?). Nie wiem, czy warto zagłębiać się w denną literaturę i idiotyczną historię. Po za tym, ja także posiadam kres wytrzymałości, kurcze!  
Dziękuję za przeczytanie - mam nadzieję z uwagą - i żegnam z tej strony lustra. Do zobaczenia w następnym poście.

2 komentarze:

  1. Od dziś jestem Twoją fanką,(i tak nią byłam, dzięki wybitnym postom Jamesa, ale teraz to mam Cię ochotę obdarować wielkim kawałem szarlotki!)bo ten post mnie po prostu wzruszył i czuję, że jest jeszcze nadzieja! Nadzieja, że nie wszyscy jako ulubioną książkę opiszą na lekcję języka polskiego sagę tłajlajt...

    Cały artykuł - kocham i ogółem cud miód, ale odniosę się do wszystkiego ^^


    "[...]Płakać mi się chciało jak to czytałam. Podczas płaczu wrzeszczałam: "Jak można było stworzyć taki shit, ja się pytam?!"

    Zadawałam sobie to samo pytanie, ale nadal nie znalazłam na nie sensownej odpowiedzi. Ale że to-to ma w dodatku cztery części..! Naprawdę, nie wiem, jak ktoś wypuścił to do druku...


    "[...]fabuła, akcja, postacie... To wszystko to jeden... wielki... SYF! A już najgorsze jest to, - tak, to jeszcze nie koniec ostrej krytyki - że z części na część, wszystko jest coraz głupsze!"

    Widać, że pani Meyer miała ochotę zbić troszkę kasy na bogu ducha winnych czytelnikach. Niestety, era fajnych romansów z polotem i "czymś głębszym", skończyła się - bezpowrotnie. A już za szczyt uważam zacytowanie w tym "BESTSELLERZE" urywków z "Wichrowych Wzgórz". Pożal się boże, już samo to pokazało ogromny kontrast między zwyczajnym badziewiem, a jednym z cudów literatury!


    "Bella jest niską szatynką, o brązowych oczach i nieskazitelnie bladej skórze - można by rzec "porcelanowej"
    "Dobra, skoro mieszkała w słonecznym Phoenix przez praktycznie... całe swoje dotychczasowe życie (!), to NIE MOŻLIWYM JEST, by nie opaliła się ani odrobinkę! "
    "W szkole każdy chłopak na nią leci i choć jest totalnie aspołeczna każdy chce się z nią zakolegować i tak dalej, i tak dalej, bla, bla,blaaaaa! Serio, podchodzi mi do gardła śniadanie..."

    Mary Sue w czystej tego słowa postaci. Okropnie denerwowała mnie ta postać! Chociażby opisy w tej książce są dobijające... Siadanie zajmuje jej przeciętnie cztery strony... Nie dość, że wprowadzona jest narracja pierwszoosobowa, którą trzeba umieć prowadzić... W tym wypadku - stanowcze NIE.


    "Wiecie co? Przez pierwsze rozdziały książki, było całkiem spoko (nawet). Przekomarzali się, byli uszczypliwi i tak dalej. Ale w momencie, kiedy pani Myer starała się zrobić coś... poważnego, wyszła porażka!"

    Uszczypliwi? No, dobra, coś tam takiego było. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia i nigdy nie uwierzę, a w tej książce zapachniało mi czymś takim. Poważnego, dobre sobie. Poważny związek jest wtedy, kiedy facet na każde chociażby zbliżenie reaguje odskakiwaniem na pięć metrów do tyłu i kolejną gadką w stylu - "nie-mogę-ale-to-nie-twoja-wina", "pobudzasz-mnie-ale-ja-jestem-świętym-prawiczkiem", "nie-powinniśmy-bo..."? Serio, po kilku takich razach miałam ochotę wrzasnąć, żeby tylko COŚ się wydarzyło. Na początku - wiadomo jest pijawką i strasznie reaguje na zapach (czyt. seksowną aurę jaka roztacza wokół siebie nasza porcelanowa laleczka o umysłowości warzywa i gracji słonia tańczącego w balecie) Belci, ale na litość, ileż można?! Przez trzy części - to samo - "nie-jestem-gotowy-nie-zmienię-cię-w-potwora-nie-pójdę-z-tobą-do-łóżka-muszę-cię-rzucić-bo-jesteś-w-niebezpieczeństwie-jestem-potworem-nie-zrobię-tego-bo-będę-miał-wyrzuty-sumienia". Po prostu miałam ochotę zwracać, kiedy kolejny raz czytałam mówkę z tej serii.
    Pani Meyer nigdy nie zrobiła nic poważnego. Stworzyła dwóch dzieciaków z podwórka, którzy trzymają się za rączki, nerwowo chichoczą i rumienią się za każdym razem, gdy ktoś wspomni o tym, że są parą. BOSKO. To-to, ktoś określił mianem bestsellera?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jak możecie się domyślić do innych części książki dochodzą ogolone alpaki wilkołaki, z czego jeden z nich także - uwaga, uwaga... - zakochuje się w Belli. Bosz... Jak taka łamaga może mieć tylu facetów? Może im się jej szkoda robi, możliwe."

      Jak widać Bóg otacza szczególną opieką alkoholików, narkomanów, wampirów, morderców, ogół ludzi złych, małe dzieci i takie... Niezdarne kluchy. Nie powiem, wilkołaki na początku(!) wydały mi się jedynymi sensownymi postaciami... No wiecie, hot-dogi zawsze spoko... Ogółem podobało mi się to na początku, gdy jakże kochaaaaany Edzio zniknął, a Bela samotna, pogrążona w depresji, pokrzywdzona przez los i pusta w środku szukała pocieszenia w osobie Jackoba. On był fajną postacią. Za zniszczenie jego mentalności, która zapowiadała się nieźle, "zakochanie" w Słonicy Naczelnej i w późniejszym okresie obdarzenie względami córeczki-potworka-z-Loch-Ness, pani Meyer ktoś powinien pokazać środkowy palec. Cóż, nie ma to jak zmieniać jedyną w miarę normalną postać w całej książce w pedofila. Gratuluję jeszcze raz autorce!
      Ta Bela to w końcu skromna i wstydliwa, niezdarna uczennica, tak? A może pamięć mnie zawodzi..?


      "Ale pech chciał, że wilkołaki i wampiry nie przepadają za sobą nawzajem."

      Uuuu! Te sceny walki budziły we mnie dziwne instynkty - miałam ochotę wtedy wrzeszczeć - "załatw go, raz, a dobrze! No błagam, ileż możesz się zastanawiać! Przywal mu w tą gębę, może wreszcie jak normalny człowiek coś sobie uszkodzi!". Szkoda, że zawsze wszyscy wychodzili z tego cało...


      Do wad dopisz jeszcze:
      - Niepotrzebne rozciąganie fabuły.
      - Edzio jak nie gada o tym jaka to Belcia jest seksowna, piękna, etc., ew. rozmyśla o tym "jakim-to-on-jest-potworem", wysuwa wątpliwości i unika wszelkich kontaktów cielesnych z naszą gwiazdką, prócz dziecięcego ślinienia się - a to i tak po tym natychmiast odsuwa się od niej (a może ona wydziela jakiś dziwny zapach i to dlatego..?) na dziesięć metrów i pokutuje przez kilka godzin!
      - Nie dość, że fabuła jest do bani, to jeszcze bez sensu. To jakieś Milituri czy Volituri - ile oni u licha czekali z tym atakiem?! Jeżeli to miało być jakieś wielkie wejście, to oni chyba zupełnie nie mają wyczucia smaku.
      - Jakikolwiek przejaw sensowności zostaje natychmiast tłumiony. Fajne postaci są zmieniane w pedofili, albo nagle zakochują się w Beli. Przypominam, że jest cholernie cichociemną uczennicą czegośtam, nie potrafi wydobyć z siebie głosu, buraczy się co chwila i nie umie przestąpić kroku bez zawadzania o coś.

      Usuń