piątek, 7 czerwca 2013

"The Room"...

Witajcie...
Wybaczcie mój dzisiejszy nastrój, ale to... To tak boli... Ten ból przeszywa mnie całą. Od oka, przez szyję i wychodzi piętą. Czuję się tak, jakby tysiące igieł wbijało się w moje serce. Moje oczy... Oślepłam. Moje uszy... Ogłuchłam. Od opętańczych wrzasków straciłam głos... Czemu? Bo musiałam TO obejrzeć.
Najgorszy twór kina w XXI wieku. Fakt, zobaczyłam to z własnej woli. Ale na miłość wszelkich bóstw! Nie wiedziałam, że ktokolwiek kiedykolwiek mógł stworzyć coś tak, tak...
Oślepłam, gdyż zobaczyłam TEN film. Ogłuchłam, gdyż usłyszałam najgorsze dialogi, jakie dane mi było usłyszeć, w całym swoim życiu! Wrzask wydobył się z mojego gardła, gdy ta męka się zakończyła... Dziewięćdziesiąt dziewięć minut mojego życia... Stracone bezpowrotnie.
Nie będę już owijać w bawełnę. Powiem tylko to, że skazujecie się na wieczną mękę czytając opis TEGO filmu. Na wieczne potępienie natomiast będziecie skazani, gdy odważycie się obejrzeć TEN film. Ale proszę bardzo, ja ostrzegałam...
Przedstawiam Wam, niewinne duszyczki, jedyny, nie do podrobienia, zły pod każdym względem...

"The Room"
 
Sami widzicie, jak to się zapowiada...

Najsampierw, spróbuję skupić na ogólnej akcji i postaciach (i postaram się podczas tej czynności nie rozpłakać...).
W pewnym amerykańskim miasteczku, razem ze swoją dziewczyną, która zwie się Lisa, żyje pewien bogaty bankier o imieniu Johnny, grany przez Tommy'ego Wiseau, który nawiasem mówiąc - nie w filmie lecz w prawdziwym życiu - nie potrafi wymówić swojego nazwiska poprawnie (nawet nie próbujcie i tak się wam nie uda...). tuż obok nich zamieszkuje niejaki Denny - mały zboczeniec (z mojej perspektywy), który traktuje ich jak rodzinę, ale kocha Lisę INACZEJ... Ich życie wydaje się być wprost idealne, niestety... Pomimo, iż razem z Johnnym, Lisa miałaby zapewnione życie w wiecznym dostatku - co jest bez przerwy przypominane Lisie przez jej matkę Cludette - nie chcę takiego zwykłego życia (pusta blondyna...)! Najpierw okłamuje swoją matkę. "Johnny mnie uderzył, muszę z nim zerwać". Jest to zapychaczem, od razu uprzedzam. Ale cóż, gdy to nie działa, nasza Lisa nadal uważa, że zasługuje na choć odrobinę rozrywki i mimo, iż ''szczęśliwa para'' - którą najchętniej załatwiłoby się z wiatrówki - każdemu wydaje się NIE DO ZDARCIA, Lisa, przebiegły pulpet o za krótkich nóżkach i za szerokiej twarzy, wdaje się w potajemny romans... A z kim to? A z kim by miała spać, jak nie z najlepszym przyjacielem swojego narzeczonego?! 
''Druh po grób'' naszego Johnny'ego, zwie się Mike. No po prostu jedyna twarz w tym filmie, jaką da się znieść, nawet po tym, jak w trakcie filmu zgolił bródkę (na zdjęciu pierwszy od prawej)! Choć kiedy po raz pierwszy Oddawał się miłości z Lisą, jego twarz nagle zaczęła przypominać mi facjatę starego zboczeńca, czekającego w parku na jakąś niewinną duszyczkę... Ile razy muszą w ciągu filmu Oddawać się miłości? Nie liczyłam, ale coś około trzech, czterech na pewno! To już ze swoim (eks)narzeczonym mniej w łożu przebywała (chwalmy Bogów za okazanie litości naszym niewinnym gałkom ocznym!).

            
Co najmniej trzy razy - co najmniej trzy, kompletnie niepotrzebne sceny - główna bohaterka zaprasza do domu swoją matkę (na cholerne pięć minut!) by opowiedzieć jej o tym, że nie kocha narzeczonego. Wszystkie rozmowy z rodzicielką, a pulpeto-podobnym tworem rodzicielki, można zawrzeć w kilku zdaniach!

Lisa:     Jak się czujesz mamo?
Matka: Dobrze, a przy okazaji mam raka piersi. A tak w ogóle umieram. 
Lisa:    To super... Opowiem ci, jak mi się znudził Johnny i o tym, jak chce innego.
Matka: Nie możesz tak postępować.
Lisa:    Ale chcę!
Matka: Chodzi o kasę! Ja z twoim ojcem tylko dla kasy byłam.
Lisa:    Ale kocham innego.
Matka: Kogo?
Lisa:    Nie ważne. O pięć minut minęło, już cię tu nie ma.
Matka: Do następnej bezsensownej rozmowy!
Lisa:    Pa, mamo! 

I oprócz tego, że matka narzeka na to, że żniwiarz już sobie nad nią, to po każdej rozmowie tyka końcem palca wskazującego nos Lisy. Ja wiem, czepiam się, ale po pierwsze - to czasami trochę dziwnie wygląda, poza tym (znowu się pewnie czepiam) czy robiąc tak, jej córka nie czuje się jak pięciolatka nie odcięta pępowinom od rodzica? Ej, kumam. Podstawówka, gimnazjum, nawet chyba jeszcze w liceum, to nie jest TAKIE dziwne. Ale do cholery jasnej! Ona jest już dorosła i trzeba przyznać - młodsza się nie staje, co można też zauważyć, po je wadze, której jakby z każdą sekundą filmu przybywa!
Przy okazji, po jednej z rozmów nastaje ''zapychacz'' filmu, czyli napaść na Denny'ego bo wziął od jakiegoś kolesia narkotyki i nie miał kasy na jej oddanie, bla, bla bla. Ratują go Johnny i Mike i jest wszystko fajnie. Tak jak już wspomniałam: ZAPYCHACZ!
No, ale nasza ''sprytna'' bohaterka, w jakże wyraźny sposób daje nam do zrozumienia, że niektóre kawały o blondynkach nie są obelgami, ale szczerą prawdą (jeżeli czyta to blondynka  to bez obaw! - ja też mam ten kolor włosów), poprzez rozmowę - kolejną z rzędu! - z matką, prowadzoną przy drzwiach. Chciałabym jeszcze podkreślić, iż dom Johnny'ego i Lisy jest dość wąski i takie drzwi są bardzo niedaleko schodów. A kto inny miałby stać przy schodach, jak nie nasz bankier! Podczas filmu po prostu z każdą sekundą mówiłam coraz głośniej: "Odwróć się pustaku, odwróć się! Ty tu gadasz o tym, że kochasz innego, a twój narzeczony stoi DOSŁOWNIE KILKA KROKÓW DALEJ, ledwo co przysłonięty poręczą schodów!!!"
Wyraźnie więc widać, jak nasza bohaterka błyszczy inteligencją, co nie?... Tuż po tej rozmowie o miłości do innego mężczyzny, Johnny uznał, że cały świat go okłamał, a on udowodni wszystkim, że nie jest ostatnim frajerem i dowie się, z kim kręci Lisa.
Tworzy jakiś szalony wynalazek (coś jak dyktafon), po czym kładzie go... gdzieś. Nie serio, nie skupiam się na takich szczegółach, bez przesady! 

 
Gdyby ktoś nie wiedział, to mamusia Lisy z rakiem piersi, która nawiasem mówiąc umiera. 

Lisa przed wyznaniem Johnny'emu prawdy, (bo ileż można coś takiego ukrywać?!) postanawia urządzić mu przyjęcie urodzinowe. Zaprasza na nie gości, których... nikt z oglądających nie zna... (?!) Ale kto jeszcze musi zburzyć tą sielankę? A któż by inny, Mike! Jest przyjaźnie nastawiony do Johnny'ego, mimo wszystko atmosfera jest napięta. I właśnie kiedy zaczyna robić się totalnie sztywno, Lisa wpada na wprost GENIALNY pomysł! "Niech wszyscy wyjdą na dwór by się przewietrzyć, a ja ukradkiem zostanę w domu i będę się obściskiwać z Markiem, na kanapie mojej i Johnny'ego"... Boże! Przecież on na tej kanapie siedzi. Swoją pełną Johnnowatości pupą, siedzi na kanapie na której ty całujesz sie z jego najlepszym przyjacielem! Pozwolę sobie nawet zacytować twoją mamusię: "Czyś ty oszalała?!" 
No, ale koleżanka Lisy, która została zaproszona na imprezę - i której pulpecik także musiał się pochwalić zdradą... Szczerze, jaki to powód do dumy? -  wchodzi do środka razem z jakimś... nieznanym nam dotąd kolesiem i próbują obydwoje uświadomić blondynie i Mikowi, że to co robią jest złe.
Ale jak można się domyślić Lisa ma to wszystko w gdzieś i dalej do oporu robi to, co jej się żywnie podoba, o! Ale nasz jubilat razem ze swoim BFF, zaczynają się kłócić. Za pierwszym razem dochodzi do małej sprzeczki, ale za drugim... Łooo, żebyście to widzieli! Stolik prawie nie został złamany i...! I... to w sumie na tyle, stolik. Oczywiście, gdy byłym BFF udaje się uspokoić, Johnny coś wywrzaskuje i... koniec imprezy. Gdy Lisa wraca do pokoju w którym zniknął jubilat (buuu! Nieudana impreza urodzinowa!) krótko mówiąc: wszystko wychodzi na jaw. Na reszcie! Wiadomo - kłótnia przedmałżeńska, Lisa ucieka do Marka, zostawia Johnny'ego i wtedy... zaczyna sie robić gorąco.
Johnny wpada w szał! Wyciąga półki z szafek, przewraca małe komódki i wyrzuca ubrania z szafy! Rzuca się na łózko i przypomina sobie wszystkie sceny z Lisą wąchając i wycierając się w jej czerwoną sukienkę...? Czy tylko ja widzę tu wyraźny problem?! No ale, nastaje najważniejsza chwila! Johnny chwyta za broń, odbezpiecza ją, wkłada do ust iii... Tak! Tak drodzy widzowie! Zakończyliśmy tą katorgę! To koniec filmu! Ominiemy scenę w której przybiega Lisa, Mark i Denny, gdzie wszyscy przytulają się do zakrwawionych zwłok, a Lisa zostaje odrzucona przez swego ''Adonisa''. Koniec z tym! To już koniec...!
Więc teraz, czas na moją ulubioną część... Wytykanie błędów! (żeby nie rzec 'cechy i zalety' bo ten film ani jednej dobrej strony nie posiada).

            
Wszystko co złe w "The Room": 
  • Za dużo wątków pobocznych!
  •  DGA, czyli: Drewniana Gra Aktorska! Serio, nie da się wytrzymać, patrząc na to, jak poszczególne osoby wypowiadają swoje kwestie! A już najgorszy jest Johnny... Strzeżcie się!
  • Zdaje mi się, że scenariusz do tego filmu pisał jakiś mocno pijany toster.
  • Główny bohater nie posiada mimiki! Nic! 
  • Film trwa niby standardowe półtora godzina. Ale jak ten film, po pierwszych pięciu minutach chce się zobaczyć koniec!
  • Tyłek Wiseau. Nie, to nie żart. Gołe siedzenie Wiseau w pierwszym minutach filmu! Nie na samym początku, ale oczy wypala w każdej części tego tworu kina!
  •  Beznadziejna fabuła!
  • Nic nie wnoszące dialogi!
  • Zapychacze filmu (napad na Denny'ego na przykład)
  • Jak to możliwe, że każdy wchodzi i wychodzi z domu narzeczonych kiedy chce? Nawet nieznajomi?!
  • Nie znamy połowy postaci z filmu!
  • Teksty Wiseau... 
  • Oni poszli przebrać się w smokingi, żeby pograć w football! Serio, nie kłamię! 
  • Ich football polega na rzucaniu do siebie piłki.
  • Postacie są okropnie nierozgarnięte i płytkie.
  • Ludzie! To wszystko jest nierealne!
  •  Jeszcze jakieś argumenty? -.-
To chyba wszystkie moje argumenty. Nie liczcie, jest ich 17. A teraz krótki dodatek, który mógłby pomóc wam w znalezieniu tego filmu, choć nawiasem mówiąc ja widziałam na youtube (choć może lepiej tego nie oglądajcie...)
 
OBSADA PIERWSZOPLANOWA I DRUGOPLANOWA "THE ROOM":
 
- Carolyn Minnott (Claudette)
- Mike Holmes (Mike)
- Tommy Wiseau (Johnny)
- Kyle Vogt (Peter)
- Juliette Danielle (Lisa) 
- Robyn Paris (Michelle)
- Dan Jajigian (Chris R.)
- Philip Haldiman (Denny)

Na koniec, chciałabym podziękować wam, biedacy, że przeczytaliście tego posta po drugiej stronie lustra, które już pękło po nadmiarze głupoty z tego filmu. Jeszcze raz dziękuję i o ile nadal widzicie, do zobaczenia...

czwartek, 23 maja 2013

Poradnik #2

Witam w moim (najprawdopodobniej ósmym) poście! Tym razem mój poradnik będzie miał zabarwienie lekko humorystycznie, choć jak na XXI wiek, może być w nim ziarnko prawdy...
Każdy z was chociaż raz się zakochał, ale jak wiadomo, w ostatnim okresie o wieeeele częściej zdarza się to dziewczynom, niż chłopakom. Czy wy też zauważyliście te wymalowane dwunastolatki na koturnach? Te ''sweet focie w publicznych toaletach''? Albo te tony tapet, bez których dziewczyna jest co najmniej 15 kilogramów lżejsza? To sposób na podryw i popisywanie się, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Chciałabym dzisiejszy poradnik zadedykować panom, którzy padli ofiarą prześladowania, oraz paniom, które tymi prześladowcami są - błagam was dziewczyny! Bo się te wasze ''miłości'' kiedyś powieszą, jak im spokoju nie dacie! Zaszyjcie się w domu, wystrzegajcie się dręczycielek i miejcie numer straży miejskiej w pogotowiu! Oto przed wami:


Kiedy dziewczyna Cię prześladuje?

  1. Koniecznie chce się spotkać z Twoimi rodzicami.
  2. Wyrywa Ci w szkole włosy, by potem cię sklonować.
  3. Mówi wszystkim, że jesteście parą.
  4. Zabrania Twojej mamie iść z Tobą za rękę.
  5. Pisze na facebooku jak będą się nazywać Wasze dzieci.
  6. Wmawia sobie, że Twoja obecna dziewczyna (o ile takowej jeszcze nie unicestwiła) jest daleką kuzynką z Danii.
  7. Kradnie Twoje ubrania z wf-u.
  8. Włamuje Ci się do szafki.
  9. Wypytuje się Twoich znajomych w jakiej klatce mieszkasz, pod którym numerem i gdzie najczęściej bywasz (pod groźbą śmierci).
  10. Jeżeli chodzicie do tej samej szkoły, przepisuje sobie dni, kiedy kończycie o tej samej godzinie.
  11. Wysyła ''psiapsiółki'', żeby zapytały się, czy będziesz z nią chodzić.
  12. Nauczycielka, która prosiła Cię żebyś został po lekcjach ląduje na jej czarnej liście.
  13. Kradnie Twoje pluszowe misie, potrzebne do rytuału miłości.
  14. Tworzy sobie Twój ołtarzyk w pokoju. 
  15. Wyszukuje w internecie, w jakich krajach można wziąć ślub,w wieku czternastu lat.
  16. Piszę w zeszycie wasze imiona + Twoje nazwisko.
  17. Siedzi pod Twoim domem od rana do wieczora i czeka aż wyjdziesz.
  18. Udaje komornika, by tylko dostać się do Twojego domu.
  19. Pisze o Was wiersze na nk i fb.
  20. Potrzebne Ci są jeszcze jakieś argumenty?! 
Jak sądzę, niektórym z Was zdarzyło się przeżyć choć kilka z tych punktów. W sumie zauroczenie nie jest złe, ale gdy zakochana w Tobie nastolatka spełnia chociaż punkty 3, 5 lub 19, to chyba pora się przeprowadzić... Nie przeżyłeś jeszcze czegoś tak strasznego? Nie ma co się martwić! Żyjemy w XXI wieku, więc wszystko przed nami.
Nie, nie jest to pesymistyczne, lecz bardzo realistyczne podejście do życia, zwłaszcza, gdy spojrzy się na teraźniejsze nastolatki. Bójmy się XXV wieku!
Mam nadzieję, że poradnik zainteresował lub zapalił czerwoną lampkę, oznaczającą zagrożenie w  głowie niektórych czytelników. Ale bez obaw! Jeśli macie odpowiednie podejście do swojej prześladowczyni, to najprawdopodobniej zostawi Was, przeżuci się na kogoś innego albo zawiezie Was w worku po ziemniakach, na ślub. Możliwości jest wiele!
Dziękuję za uwagę i do zobaczenia. 


                               

sobota, 18 maja 2013

Saga "Zmierzch"



Ratujcie się, jeśli wam życie miłe! Uciekajcie w najdalsze kąty, najlepiej się zabunkrujcie, byle by tylko nie dobrał się do was żaden, żądny pożywienia krwiopijca! To nie żarty... Ostrzegam Was przed nimi! Jeżeli na waszej drodze, stanie wysoki, blady mężczyzna z idealnym fryzem, w który została włożona odrobina żelu - o ile litr można nazwać odrobiną - to uciekajcie! Jeżeli przed sobą ujrzycie źle ogoloną alpakę, to nie traćcie czasu tylko wiejcie! Bo oto nadchodzi horror w czystej postaci - jeśli patrzeć na styl pisania oraz fabułę - dramat w każdym tego słowa znaczeniu - płakać mi się chciało jak to czytałam. Podczas płaczu wrzeszczałam: "Jak można było stworzyć taki shit, ja się pytam?! - i literatura tak zła, że żuchwa wam wypadnie! Szykujcie się, bo oto nadchodzi...


 Saga "Zmierzch"

 

Podejrzewam, że jeżeli wpisy na tym blogu czytają fanki "Zmierzchu", to zapewne otrzymam niemiłe komenty, ale szczerze, mam to gdzieś, dlaczego? Bo to najgorsza książka, jaką w życiu czytałam! Pod względem stylistycznym i gramatycznym - da się przeżyć. Ale fabuła, akcja, postacie... To wszystko to jeden... wielki... SYF! A już najgorsze jest to, - tak, to jeszcze nie koniec ostrej krytyki - że z części na część, wszystko jest coraz głupsze! Głupota do potęgi! Tak mogę tą książkę nazwać, albo...!
Ok, trochę mnie poniosło... Pierwsze akapity, to były moje zwykłe, dość mocne przemyślenia względem... "Zmierzchu"... Teraz postaram się trochę naświetlić sytuację, a potem krytykować. Więc co, zacznijmy od początku!  

oda dziewczyna, Bella Swan, przeprowadza się ze słonecznego miasta Phoenix, w którym uwiła sobie gniazdko razem ze swą mamusią, do zatęchłej dziury, czyli Forks. Dobra, już pierwsze napisane przeze mnie słowa, zupełnie nie pasują do jej ogólnego wyglądu!
Bella jest niską szatynką, o brązowych oczach i nieskazitelnie bladej skórze - można by rzec ''porcelanowej''(nawiasem mówiąc wiele autoreczek beznadziejnych opowiadań, piszę o skórze głównej bohaterki, jako o porcelanowej. Dziękujemy pani Myer! Pani to zapoczątkowała!). 
Dobra, skoro mieszkała w słonecznym Phoenix przez praktycznie... całe swoje dotychczasowe życie (!), to NIE MOŻLIWYM JEST, by nie opaliła się ani odrobinkę! Geny genami, ale to jest kompletna abstrakcja, wstawiona po to, by okazać ''odmienność'' bohaterki. I może się czepiam, ale teksty w  książce w stylu: "...to totalna łamaga... Piłki nie umie ani odpić, ani złapać... Na wychowaniu fizycznym tylko z nią problemy...", wydają mi się już przesadzone, nie wiem jak wam. 
Dobra, wróćmy do sedna. Więc - nie wiedzieć czemu i to nie jest żart - Bella przeprowdza się do swojego ojca i Forks, którego szczerze nie nawidzi... (?) W szkole każdy chłopak na nią leci i choć jest totalnie aspołeczna każdy chce się z nią zakolegować i tak dalej, i tak dalej, bla, bla,blaaaaa! Serio, podchodzi mi do gardła śniadanie... 

 

I wtedy... Pojawia się On! Jest idealny! Ten żel, ten wzrok osoby na prochach! Ta dzikość bijąca od jego żółtych niczym Hiszpańskie słońce oczu! Taa... Ideał mężczyzny normalnie... Ale on jest inny! Nie zwraca na nikogo uwagi, czyta jej w myślach i reaguje tylko na nią...
Wiecie co? Przez pierwsze rozdziały książki, było całkiem spoko (nawet). Przekomarzali się, byli uszczypliwi i tak dalej. Ale w momencie, kiedy pani Myer starała się zrobić coś... poważnego, wyszła porażka!
To coś, co miało zachwycić miliony nastolatek ostało się przez krótką chwilę - choć w niektórych częściach świata nadal mieszkają zagorzałe fanki Edwarda-Wiecznie-Dziewiczego-Kulkena i reszty tej jego nierozgarniętej zgrai. Może od razu streszczę inne książki? Tak żeby sie dobić... -.- 
Jak możecie się domyślić do innych części książki dochodzą ogolone alpaki wilkołaki, z czego jeden z nich także - uwaga, uwaga... - zakochuje się w Belli. Bosz... Jak taka łamaga może mieć tylu facetów? Może im się jej szkoda robi, możliwe.
Ale pech chciał, że wilkołaki i wampiry nie przepadają za sobą nawzajem. Kłócą się o trupio-bladą, potem Swan ma same kłopoty, chcą ją zabić inne wampiry, polują na nią różne wilkołaki, musi sobie poradzić z problemami dorastania, ojciec coś podejrzewa... ZA DUŻO! Tak, te książki są jak dla mnie zdecydowanie przeładowane zbędnymi mózgotrzepami, które mogą wpędzić potencjalnego ''mola'' w głęboką depresję, mnie wpędziły...

           
Ale jak każdy wie, wszystko kończy się szczęśliwie, Bella ma dziecko i jest wampirem, Jacob staje się pedobearem i możemy się cieszyć ze szczęścia młodej pary. Ach... Wyobrażam sobie te nastolatki, zakochane w naszym Kulkienie, obżerające się czekoladą i wycinające sobie na ręce napisy: "Kocham Edwarda, a Bella na niego nie zasługuje!". Wolę nawet nie pisać, jak mogły przezywa biedną Isabellę...
A teraz czas, na moją ulubioną cześć, hehe... Czyli bardzo wyraźne wypisanie zalet i wad... Nie, krytykując to... coś, wcale tego nie zrobiłam.

WADY:
- Fabuła jest do bani.
- Postacie są do bani.
- Akcja jest nudna.
- Książkę można streścić w pięćdziesięcio stronicowym opowiadaniu.
- Edwart co chwila musi ratować naszą ''gwiazdę'' z opresji.
- Połączenie współczesności i starożytnych wampirów jest totalnym dnem.
- W książce nie zostaje utrzymana zwięzłość gramatyczna.
- Są tego cholerna 4 części!!!
- Przy czytaniu chce się albo spać, albo wyskoczyć przez okno (ja juz wybierałam to drugie).
- Główna bohaterka została totalnie przerobiona na Marysię Zuzię.
- Cała książka bardziej niż fantastyczna, wydaje się być zlepką przypadku.
- Nie polecam, a polecam prawie wszystkie książki (to znak...)


Zalety:
- ...
- A czego wy się spodziewaliście?! 


Nie polecam w żadnym nawet najmniejszym stopniu, no chyba, że chcecie się dowiedzieć, jak NIE PISAĆ książek. Moja ocena tej książki? 2.3/10. No trochę naciągnęłam...
Na koniec także chciałabym dodać, że jest to moja subiektywna ocena i każdy ma inne zdanie, więc proszę bez chamskich komentarzy. Od razu przepraszam, za tak krótkie skomentowanie tego... dzieła (?). Nie wiem, czy warto zagłębiać się w denną literaturę i idiotyczną historię. Po za tym, ja także posiadam kres wytrzymałości, kurcze!  
Dziękuję za przeczytanie - mam nadzieję z uwagą - i żegnam z tej strony lustra. Do zobaczenia w następnym poście.